Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2018

Lucyfer - komiks - recenzja

Moja 666. polecajka opublikowana w serwisie lubimyczytac.pl. To po prostu MUSIAŁ być finałowy tom Lucyfera! Czy upadły anioł zasiadł na tronie niebios jako nowy władca wszelkiego stworzenia? Zapraszam do lektury - bez spojlerów. Sięgając po Lucyfera, byłem przekonany, że seria ta okaże się perfidnym odcinaniem kuponów od popularności Sandmana. Mike Carey tymczasem z powodzeniem opracował autonomiczną mitologię i szybko odseparował się od kultowej serii pierwotnej. Dzięki temu Lucyfera można czytać bez znajomości dzieła Gaimana - i bez poczucia, że obcuje się ze spin-offem. Choć autorom udało się utrzymać stały, zaskakująco wysoki poziom, pod koniec coś zaczęło zgrzytać. W posłowiu do albumu 11. sam scenarzysta wyznał, że miał plan tylko na pierwsze trzy lata publikacji. I rzeczywiście - początkowe tomy tworzą bardzo spójną historię. Później łańcuch przyczynowo-skutkowy traci jakby na solidności. Najbardziej zawiódł mnie tu chyba główny zły, wprowadzony niczym jakiś dia...

Obejrzane: The End of The F***ing World | The Sinner (Grzesznica)

Przystępując do seansu The End of the F***ing World , byłem przekonany, że mam do czynienia z czarną komedią. Tymczasem okazuje się, że jest to przede wszystkim dramat - i to taki pełnokrwisty (hehe). Szybko o fabule: nastoletni James twierdzi, że jest psychopatą. Pewnego dnia poznaje pyskatą Alyssę i z miejsca się w niej zakochuje postanawia ją zabić. Kiedy dziewczyna ucieka z domu, James - widząc w tym idealną okazję - decyduje się jej towarzyszyć. Dlaczego warto? -  bo między bohaterami jest więcej chemii niż w zupce instant (choć na pierwszy rzut oka oboje wydają się martwi w środku). -  bo genialnie dobrany soundtrack zmusza do shazamowania każdej kolejnej piosenki. -  bo twórcy czerpią garściami z klasyków kina drogi i dodają wiele, wiele dobrego od siebie. -  bo - jak na opowieść drogi przystało - bohaterowie dorastają... -  ... a aktorzy są na tyle utalentowani, że potrafią to wiarygodnie zagrać. -  bo produkcja nieustannie i...

Avatar: Legenda Aanga - garść refleksji

Wreszcie, po latach, nadrobiłem całego Avatara. O ile za dzieciaka kochałem tę kreskówkę za humor oraz efektowne sceny walki, tak na starość zachwyciła mnie ona przede wszystkim pacyfistycznym i proekologicznym wydźwiękiem. Niesamowite, ile poważnych - trudnych nawet dla dorosłego widza - tematów udało się twórcom poruszyć na przestrzeni tych 61 epizodów. Na szczególną uwagę zasługują imo: - odcinek o wojowniczkach Kyoshi oraz odcinek, w którym Katara pojedynkuje się z Pakku - bo nie przypominam sobie, aby jakakolwiek inna kreskówka tak otwarcie mówiła o seksizmie (Avatar w ogóle pełen jest wyrazistych i doskonale poprowadzonych postaci kobiecych!) - odcinek Appo-centryczny, który otrzymał Genesis Award - nagrodę przyznawaną przez Humane Society of the United States za działalność mającą na celu budowanie społecznej świadomości o problemach zwierząt we współczesnym świecie. - odcinki o Ba Sing Se jako przerażająca metafora państwa totalitarnego. Najleps...

Rodzina Treflików - garść refleksji

Beka z Korony Królów zaczyna powoli tracić na sile, dlatego warto rzucić okiem na inny polski serial emitowany obecnie na antenie TVP! Czego można się dowiedzieć z adresowanej do najmłodszych "Rodziny Treflików"?  - Dzieci ukrywają przed rodzicami znajomość ze starym, wąsatym facetem, który mieszka w kartonie i prosi, by nazywać go "Małym Wujciem" (mimo ewidentnego braku pokrewieństwa między wspomnianymi). Ów jegomość nocami zabiera małe Trefliki do lasu i każe im obiecać, że "to będzie ich tajemnica".  - Mamusia zna się na gotowaniu, a tatuś jest wynalazcą i konstruuje rakiety. Oczywiście, bo przecież to się w głowie nie mieści, żeby mogło być na odwrót.  - Mamusia dba o to, żeby dobrze wyglądać i chodzi na fitness. Tatuś nie musi dobrze wyglądać, bo przecież jest mężczyzną.  - Mamusia musi upiec ciasto, ale już tatuś może ciasto kupić.  - Kiedy w domu pojawia się zmutowany pająk-gigant, matka bierze syna za rękę i ucieka - córkę za...

Refleksje po Black Mirror: Hang the DJ

Mam wrażenie, że Charlie Brooker bardzo chciał stworzyć drugie San Junipero - i w sumie mu się to udało. Ponownie kluczem do sukcesu okazała się nie fantastycznonau kowa otoczka, ale rewelacyjny casting i błyskotliwie napisane postaci, co zaowocowało mnóstwem chemii na ekranie. Poniżej małe spojlerki! Hang the DJ można imo interpretować na dwóch poziomach. Pierwszy poziom - czyli pierwsze 50 minut odcinka - to właściwie satyra na internetowych randkowiczów. Pod grubą warstwą żarcików ukrył Brooker (kolejną) bardzo smutną (choć banalną) refleksję na temat naszego społeczeństwa. To już truizm: w dobie tych wszystkich randkowych serwisów i aplikacji, kiedy możliwości jest bez liku, a seks - praktycznie na wyciągnięcie ręki, relacje międzyludzkie ulegają spłyceniu. Światem rządzi namiętność, zaś stworzenie stałego związku graniczy z cudem. Bo kiedy z ekranu spogląda na nas tyle obcych, pociągających twarzy, to skąd człowiek ma wiedzieć, kiedy przestać szukać? Tym spos...

Złote Globy 2018 - szybki komentarz

Spóźniony komentarz odnośnie  Złotych Globów! Kategoria " film animowany ": Wygrana "Coco" była niemal pewna. To cudowny film. Jedyna uwaga: po seansie światło w salach kinowych powinno być przygaszone nieco dłużej, niż zwykle, żeby zgromadzeni mogli na spokojnie wytrzeć te wszystkie łzy i gluty wzruszenia. Kategoria " serial dramatyczny ": O, jak to dobrze, że nagroda powędrowała do "Opowieś ci podręcznej!"! Bardzo aktualna, bardzo intensywna produkcja. Dawno żadna historia mnie tak nie poruszyła. Wygrana Elizabeth Moss w kategorii "aktorka w serialu dramatycznym" też jak najbardziej zasłużona - dziewczyna hipnotyzuje; sztukę żonglowania emocjami opanowała do perfekcji. Kategoria " film telewizyjny lub miniserial ": "Wielkie kłamstewka" to niemożliwie przewidywalny, ale z drugiej strony bardzo potrzebny serial. Świat jest pełen takich Celeste, takich Jane, takich Perrych. Produkcja ku przestrodze - i dobrze, ż...

Autorskie memy z Korony Królów

  i jeszcze coś dla fanów Ricka & Morty'ego ;)

Serial Chewing Gum

Kiedy kochasz Jezusa, ale jeszcze bardziej kochasz Beyoncé. Obejrzałem serial „Chewing Gum” Michaeli Coel. Gatunkowo jest to przedstawiciel cringe comedy, czyli takiej komedii, w której humor sprowadza się do żenowania odbiorcy, głównie poprzez akcentowanie społecznego nieprzystosowania bohaterów. Fabułę można streścić w jednym zdaniu: wychowana przez nadmiernie religijną matkę dziewczyna postanawia stracić dziewictwo. Oglądanie tego serialu jest jak wyjście na miasto z napaloną, ale naiwną i niezbyt rozgarniętą - a przez to nieobliczalną - koleżanką, która co i rusz popełnia katastrofalne w skutkach głupstwa (podczas gdy wy patrzycie na to wszystko i macie ochotę krzyczeć „BŁAGAM, NIE RÓB TEGO” - ale nie krzyczycie, bo wiecie, że ona i tak nie posłucha). Tak samo jest z Chewing Gum. Tracy co odcinek pakuje się w kolejne skrajnie żenujące tarapaty i ponosi porażkę za porażką. My tymczasem i wstydzimy się za nią, i kibicujemy jej - bo bohaterka jest wygadana i zabawn...

Porgi ze Star Wars

Jeśli odczuwasz dyskomfort, patrząc na ten obrazek, najpewniej cierpisz na trypofobię. Ale ja nie o tym. Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że Disnejowi zwrócił się koszt przejęcia Lucasfilm, dziś - że Star Wars przebiło Harry’ego Pottera w rankingu najbardziej dochodowych franczyz filmowych. I w sumie zupełnie się nie dziwię. Myszka jest mistrzem, jeśli chodzi o wyciąganie "papierków szczęścia" z naszych portfeli. Weźmy takie porgi. Wstyd przyznać, ale jestem wyjątkowo podatny na urok słodkich, puchatych zwierzątek. I od kiedy tylko zobaczyłem te cudaczne chomiko-pingwin y na dużym ekranie, mam ochotę wejść w posiadanie absolutnie wszystkich gadżetów z ich rozkosznymi mordkami. Chciałbym mieć maskotkę porga, porgową czapkę, porgowy kubek, porgowy dywan, porgową szczoteczkę do zębów, porgowy dezodorant, porgowy kosz na śmieci, porgowe to, tamto, siamto i owamto. Chciałbym zamienić moje mieszkanie w cholerne porgowe sanktuarium. A najstraszniejsz e w tym...

Garść przemyśleń - Black Mirror: USS Callister

Miałem napisać dwa zdania, ale trochę mnie poniosło. W każdym razie: za mną Black Mirror: USS Callister. Powróciło tutaj kilka motywów, z których serial czerpał już wcześniej (między innymi w White Christmas, Playtest, Shut Up and Dance, czy w San Junipero), a jednak twórcom udało się stworzyć coś oryginalnego i szalenie angażującego. Wiele zostało już na temat tego odcinka napisane; mnie jednak szczególnie ciekawi to, w jaki sposób została tu poruszona kwestia seksizmu obecnego w popkulturze. Prócz obśmiania rozlicznych klisz fabularnych znanych z kultowych nerdowskich produkcji, scenarzyści zdają się tu bowiem poświęcać sporo uwagi problemowi fetyszyzacji bohaterek tychże dzieł - i choć podchodzą do tematu z przymrużeniem oka, z ich opowieści wyłania się bardzo gorzka refleksja. Poniżej garść przemyśleń - ale UWAGA - tylko dla tych, którzy odcinek już widzieli! Nanette zostaje uwięziona wewnątrz starego startrekopodobnego serialu. W tym naiwnym archaicznym świecie postaci kobiec...

Post powitalny

Dzień dobry, cześć.   Jestem Michał . Czytam dużo komiksów, oglądam dużo seriali i jem dużo niezdrowych rzeczy.   To będzie kolejny nikomu niepotrzebny blożek o popkulturze. Pod krzykliwą estetyką ukrywam fakt, że w rzeczywistości nie mam nic szczególnie odkrywczego do powiedzenia.   Na co dzień znajdziecie mnie na funpeju bit.ly/plpopfb   Tutaj, na blożku, będę publikować dłuższe teksty - o ile zechce mi się w ogóle takowe napisać. Moja morda od czasu do czasu straszyć Was będzie na instagramku - bit.ly/plpopig Poza tym, na złe komiksy od lat narzekam na lubimyczytać - bit.ly/plpoplc - zapraszam do zapraszania. Na koniec nadmienię jeszcze, że ta piękna Catwoman z lizakiem trafiła na profilówkę tylko i wyłącznie dzięki uprzejmości autora (© Greg Léon Guillemin <3). Koniecznie zapoznajcie się z innymi pracami z cyklu „Secret Life of Heroes”. Facet wymiata.