Przejdź do głównej zawartości

Obejrzane: The End of The F***ing World | The Sinner (Grzesznica)


Przystępując do seansu The End of the F***ing World, byłem przekonany, że mam do czynienia z czarną komedią. Tymczasem okazuje się, że jest to przede wszystkim dramat - i to taki pełnokrwisty (hehe).

Szybko o fabule: nastoletni James twierdzi, że jest psychopatą. Pewnego dnia poznaje pyskatą Alyssę i z miejsca się w niej zakochuje postanawia ją zabić. Kiedy dziewczyna ucieka z domu, James - widząc w tym idealną okazję - decyduje się jej towarzyszyć.

Dlaczego warto?

- bo między bohaterami jest więcej chemii niż w zupce instant (choć na pierwszy rzut oka oboje wydają się martwi w środku).

- bo genialnie dobrany soundtrack zmusza do shazamowania każdej kolejnej piosenki.

- bo twórcy czerpią garściami z klasyków kina drogi i dodają wiele, wiele dobrego od siebie.

- bo - jak na opowieść drogi przystało - bohaterowie dorastają...

- ... a aktorzy są na tyle utalentowani, że potrafią to wiarygodnie zagrać.

- bo produkcja nieustannie igra z oczekiwaniami widza i stawia na nieoczywiste rozwiązania.

Słowem: polecam!

PS Muszę wkrótce sięgnąć po komiksowy pierwowzór!

PS2 A jeśli po seansie poszukujecie czegoś podobnego - koniecznie zainteresujcie się mangą GOTH od J.P.Fantastica! Koncept ten sam, tylko trochę bardziej na poważnie.
Środek dnia, słoneczko świeci, ptaszki ćwierkają. Główna bohaterka - Cora - wybiera się na plażę w towarzystwie męża oraz kilkuletniego synka. Na miejscu, pod wpływem impulsu, dziewczyna chwyta nóż i - na oczach kilkudziesięciu świadków - morduje przypadkowego chłopaka.

Tak zaczyna się serial The Sinner AKA Grzesznica. To zamknięta, ośmioodcinkowa historia, której największym plusem jest to, że jest zamknięta, największym minusem natomiast - to, że ma osiem odcinków.

Nie zrozumcie mnie źle - to nie jest zły serial. Scenarzyści wprawnie wodzą widza za nos (choć to pewnie zasługa powieściowego pierwowzoru); produkcja jest umiejętnie zrealizowana, no i dotyka ważnych tematów.

Problem w tym, że fabuła pełna jest bzdurek, które już na wstępie podważają sens wszystkiego, co dzieje się na ekranie. Cały wymiar sprawiedliwości (z małymi wyjątkami) zdaje się działać tak, jakby zależało im na uniewinnieniu Cory. Najgorszy jest tu pewien nadgorliwy detektyw, który z niewiadomych przyczyn staje na głowie, aby naszej bohaterce pomóc, choć ta sobie tego ewidentnie nie życzy (co okazuje, okłamując go, atakując i strzelając focha za fochem).

Gdyby była w tym choć odrobina realizmu, serial zakończyłby się na pierwszym odcinku. Kolejne siedem można obejrzeć, ale do końca będzie Was prześladować przeświadczenie, że wszystko, co widzicie, jest bardzo, ale to bardzo niewiarygodne.

PS Fajnie, że ta aktorka z BoJacka, Jessica Biel, wreszcie znalazła miejsce, gdzie choć przez chwilę mogła poczuć się kimś ważnym. ;)

Komentarze