Przejdź do głównej zawartości

Avatar: Legenda Aanga - garść refleksji

Wreszcie, po latach, nadrobiłem całego Avatara.

O ile za dzieciaka kochałem tę kreskówkę za humor oraz efektowne sceny walki, tak na starość zachwyciła mnie ona przede wszystkim pacyfistycznym i proekologicznym wydźwiękiem.

Niesamowite, ile poważnych - trudnych nawet dla dorosłego widza - tematów udało się twórcom poruszyć na przestrzeni tych 61 epizodów.

Na szczególną uwagę zasługują imo:

- odcinek o wojowniczkach Kyoshi oraz odcinek, w którym Katara pojedynkuje się z Pakku - bo nie przypominam sobie, aby jakakolwiek inna kreskówka tak otwarcie mówiła o seksizmie (Avatar w ogóle pełen jest wyrazistych i doskonale poprowadzonych postaci kobiecych!)

- odcinek Appo-centryczny, który otrzymał Genesis Award - nagrodę przyznawaną przez Humane Society of the United States za działalność mającą na celu budowanie społecznej świadomości o problemach zwierząt we współczesnym świecie.

- odcinki o Ba Sing Se jako przerażająca metafora państwa totalitarnego.

Najlepsze jest w tym wszystkim to, że scenarzyści jakimś cudem ustrzegli się nachalnego moralizatorstwa. Przesłanie nie jest podane na tacy (co mogłoby zinfantylizować całą historię i w efekcie odstraszyć starszych widzów) - tutaj lekcję odbiorcy muszą wyłuskać sobie sami. A pisać tak, by do refleksji skłonić i dzieciaki, i dorosłych - to prawdziwa sztuka.

Na szczęście nie opuszczam świata Avatara na zawsze. Przede mną komiksy (których akcja zaczyna się zaraz po zakończeniu ostatniego odcinka) oraz rozgrywający się 70 lat później animowany sequel - Legenda Korry.

Przygodo, trwaj!

Komentarze